W pierwszej etiudzie pracownik wyższej uczelni plastycznej na skutek pewnej niefrasobliwości i lenistwa w błahej sprawie podejmuje fatalną w skutkach decyzję, która pociąga za sobą szereg poważnych konsekwencji i doprowadza go do upadku. Druga etiuda opowiada o erotycznej grze prowadzonej przez dwójkę młodych kochanków, którzy gubią się pomiędzy tym, co rzeczywiste, a tym, co udawane. Ostatnia wreszcie jest historią walki o duszę młodego nauczyciela, stoczonej między Bogiem a polityką.
Zobacz też: Teatry w Warszawie. Najnowsze premiery: Romeo i Julia na deskorolkach i śpiewak jazzabandu
Bezcelowe próby ogarnięcia miłości i poprowadzenia jej w wytyczonym przez siebie kierunku, straszne skutki głupich decyzji podjętych w najbłahszych sprawach, ironia losu, efekt motyla, daremne plany – wszystko to składa się na ponadczasowy obraz świata, w którym żyjemy. I mimo, że adaptacja opowiadań jest raczej luźna, to dużo jest w tym Sajnuku Kundery.
Spektakl powstał w ramach nowego programu Społeczna Scena Debiutów, który poprzez spotkanie mistrzów z debiutantami ma stworzyć przestrzeń młodym i aspirującym artystom, m.in. aktorom, reżyserom, scenarzystom, grafikom, do wyszkolenia swojego warsztatu artystycznego pod okiem profesjonalistów oraz zaprezentowania wyników swojej pracy szerszemu gronu odbiorców. W przypadku "Śmiesznych miłości" powiodło się połowicznie.
Jak na dyplom w szkole teatralnej byłoby naprawdę nieźle. Jak na profesjonalny spektakl – zbyt niedojrzale, i szczerze mówiąc, nudnawo. Ten rodzaj opowieści i sposób podawania tekstu sprawdza się, gdy robi to aktor na miarę samego Sajnuka. Młodzi – choć zdolni – wypadają po prostu "w porządku", choć Kundera to trudny materiał i być może lepiej zadziałałby inny tekst. Interesującym przerywnikiem pochłaniającej nudy było wejście Rafała Mohra w epizodycznej roli rektora uczelni – te elektryzujące pięć minut obcowania ze znakomitym talentem nie wynagradza jednak pozostałych 115 minut przedstawienia.
fot. Rafał Meszka
Czy warto wybrać się do Teatru WARSawy? Warto, choćby z powodu debiutantów. Rzecz jasna brakuje im warsztatu, ale z przyjemnością będę śledzić ich dalsze kariery. I o ile chłopcy w moim odczuciu dali radę (prześwietny Ignacy Liss, którego możemy oglądać również w "Boże mój" w Teatrze Polonia), o tyle dziewczyny były krzykliwe, histeryczne i sztuczne. Każda z nich zachowywała się jak idiotka: głośny, piskliwy śmiech, nienaturalne machanie głową udające seksowne odrzucanie włosów, szczerzenie się i wypinanie biustu – to wszystko mogło być oczywiście intencjonalne, ale jeśli tak, to po co?
Zastanawiałam się, jak to możliwe, że w tej konkretnej grupie akurat dziewczęta są o tyle mniej zdolne, dopóki nie zobaczyłam sceny uwodzenia Edwarda przez starszą od niego dyrektorkę szkoły, graną przez Agnieszkę Przepiórską – bardzo atrakcyjną kobietę przed czterdziestką. Nie mogłam uwierzyć, że Przepiórska mizdrzy się i zatacza, stając się karykaturą podstarzałej nimfomanki, żałosnej MILFy z pornhuba.
Słuchałam uważnie: tekst wcale nie narzucał takiej interpretacji postaci. Zrozumiałam więc, że to reżyser prowadził swoje aktorki w takim kierunku i wyszłam z teatru z dojmującym uczuciem przykrości, że Adam Sajnuk, któremu do tej pory ufałam jako artyście, postrzega kobiety jako mizdrzące się idiotki i obiekty seksualnego zainteresowania. W dobie mądrze postrzeganego feminizmu taki obraz kobiety wydaje się być po prostu niesmaczny.
Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?